wtorek, 6 października 2015

" „W oczach jej błękitu" kończyłem przy mikroskopijnym biurku „odziedziczonym” po żonie. " - wywiad z Jackiem Brzozowskim

Wywiady z pisarzami wracają! :)
Postaram się, aby od teraz częściej się pojawiały na blogu.
Będzie dużo o pasji, książkach, pisaniu - jego łatwiejszych i trudniejszych aspektach.
A także zdjęcia miejsc w których powstają wspaniałe powieści oraz fotografie domowych biblioteczek
(bo, kto nie jest ciekawy - co czytają Autorzy? ;))
Serdecznie Was ZAPRASZAM :)

***

Dzisiaj rozmawiam z Jackiem Brzozowskim autorem książek"Horyzont zdarzeń" i "W oczach jej błękitu"(miałam możliwość przeczytać i zrecenzować tę powieść).

Nad jeziorem Como
Jacek Brzozowski, rocznik 79. Opublikował „Horyzont zdarzeń” (grudzień, 2010 r.), jedyną powieść o tajemnicy wylatowskich kręgów w zbożu i kompleksu "Riese" w Górach Sowich k. Wałbrzycha. Mocne zakorzenienie w rzeczywistości, dociekliwość i połączenie różnych nietypowych faktów z całego świata – to cechy charakterystyczne jego prozy.*
W 2015 roku wydał drugą książkę "W oczach jej błękitu".




PROFIL AUTORA NA FACEBOOKU - KLIK

OFICJALNA STRONA KSIĄŻKI "W OCZACH JEJ BŁĘKITU" - KLIK                                           



Kwiatusia: Wywiad rozpoczniemy od pytania o PASJĘ – czym ona dla Pana jest? Czy wyobraża sobie Pan życie bez niej?

Jacek Brzozowski: Gdyby nie pasja, która dla mnie osobiście jest motorem twórczych działań, nasz los zapewne nie różniłby się znacząco od doli zwierząt zaprzęgniętych w kieracie. Wydaje się być nieustannym pościgiem za nieosiągalnym. Dopóki trwa pogoń, dopóty mamy napęd – czyli waśnie pasję.

K: Kiedy narodziła się u Pana chęć napisania książki? Czy w tej chwili spontanicznie chwycił Pan za długopis, usiadł przed klawiaturą komputera; a może wrócił Pan do tego pomysłu po pewnym czasie?
           
JB: Chciałbym powiedzieć, dla efektu, że było to jak grom z jasnego nieba: któregoś dnia zmywałem garnki i nagle rzuciłem wszystko, usiadłem nad klawiaturą i pracowałem trzy dni bez przerwy. Znaleziono mnie bez tchu, z plikiem pogniecionych kartek w garści.
            Rzeczywistość wygląda jednak bardziej, nomen – omen, prozaicznie. Po pierwsze mam zmywarkę. Poza tym, nie mogę sobie pozwolić czasowo na podobne porywy.
            Po prostu kiedyś, zaczynając pracę jako rzecznik prasowy, byłem pod ogromną presją każdego słowa. Zadania bardzo często przynosiłem do domu. Dla relaksu, na marginesie pisanych sprostowań, powstawały niewielkie notatki. Z nich dłuższe akapity, a z tych – pierwsze opowiadania. Sposób konstruowania prozy zaskoczył mnie i okazał się na tyle frapujący, że odciągał moją uwagę od stresu wywołanego właściwą pracą.

K: „Horyzont zdarzeń” to Pana debiutancka powieść sensacyjna z pogranicza science – fiction, która oparta jest na zdarzeniach autentycznych. Czy łatwiej napisać książkę w której wydarzenia miały miejsce w rzeczywistości, czy jednak powieść w której wszystko jest fikcją literacką?
           
Staram się być w miejscach, które opisuję
JB: Myślę, że to pierwsze. Tak naprawdę cały czas czekam na czytelnika, który pokusi się o sprawdzenie nieraz wyjątkowo niezwykłych faktów, które przytaczam w swoich powieściach. To wokół nich buduję przygody moich bohaterów. Reszta, czyli miejsca i wydarzenia historyczne - to rzeczywistość. 
Tak było także w przypadku „WOJB”. Dla przykładu podam, że już w „HZ” napisałem o podziemiach dolnośląskiego kompleksu militarnego „Riese” i obiektach, które on skrywa. Teraz głośno jest o tzw. „Złotym pociągu”. A minęło już pięć lat od wydania tamtej powieści.
          
Codziennie bombardowani jesteśmy setkami informacji. Część z nich jest trudna do pojęcia lub zaakceptowania. Mimowolnie wyławiam dziesiątki takich perełek. Niektóre z nich umieszczam w książkach. Łatwiej mi wówczas przejść nad tym do porządku. Poza tym, fabuła całkowicie zmyślona nie wzbudzałaby we mnie aż takich emocji.

K: Czy przed przystąpieniem do pisania książki „W oczach jej błękitu” miał Pan już stricte określoną fabułę; czy bohaterowie, ich losy, zwroty akcji powstały dopiero z chwilą tworzenia powieści?

stare miejsce do pisania - z tablicą nad biurkiem
JB: O ile pierwszą książkę napisałem „ciurkiem”, o tyle do drugiej zabrałem się bardziej metodycznie. Miałem w głowie początek i koniec. Potem, na wielkiej tablicy korkowej (która była przedmiotem wielkiego domowego sporu), przygotowałem linię czasu, do której dołączałem poszczególne sceny, wątki, a czasem nawet gotowe akapity. Czasem nawet na zapisanych chusteczkach. 
Nie pozbawiałem się jednak przyjemności późniejszego tworzenia i natrafienia na niespodzianki podczas pisania. Czasami powieść sama mnie zaskakiwała. Różne elementy ulegały zmianie. To oczywiście powodowało daleko idące skutki w dalszej części fabuły.
Zastanawiając się nad tym, człowiek zaczyna lepiej rozumieć konsekwencje nawet najdrobniejszych swoich życiowych wyborów. Każdy z nich powoduje kaskadę zdarzeń w przyszłości. Tak działo się z moimi bohaterami.

K: Proszę nam zdradzić Pana przepis na napisanie dobrej powieści. Ile czasu zajęło Panu napisanie książki „W oczach jej błękitu”? Co w trakcie pisania było dla Pana najłatwiejsze, a co najtrudniejsze? Czy pojawiał się brak weny twórczej; problemy ze znalezieniem wydawcy? I czy miał Pan wpływ na wybór okładki do książki?

JB: Powieść pisałem przez trzy lata. Przepis już właściwie zdradziłem powyżej. Najłatwiejsze było w zasadzie zbieranie materiałów. Poszczególne wątki zjawiały się we mnie w najmniej odpowiednich momentach,  na przykład podczas jazdy samochodem. Jest to o tyle niebezpieczne, że bardzo łatwo wszystko zapomnieć, nim dotrze się do celu. Gdy wymyśliłem w ten sposób tytuł, krzyczałem z radości. Musiało to dosyć zabawnie wyglądać. Przez resztę drogi powtarzałem go, aby mi nie uleciał z głowy.
            Nie jest też tak, że oto zadaję sobie obmyślanie treści od 8.00 do 12.00. Tak się nie da. Sceny, szczegóły, kolejne wątki, powstają z nagła. Coś po prostu we mnie wzrasta, z dnia na dzień czuję coraz większe myślowe ciśnienie, aż w końcu rodzi się treść nowego akapitu, albo rozwiązuje problem dramatyczny. Sytuacja, z której pozornie nie było wyjścia. Nie wiem, skąd to przychodzi. Tłumaczę to sobie jako proces, podczas którego głowa podświadomie pracuje nad obróbką jakiegoś zagadnienia. Niczym twardy dysk w komputerze, który pracuje, dopóki nie znajdzie żądanego rezultatu. Po jakimś czasie, po kilku godzinach czy dniach, pojawia się wynik. Pojawia się, niestety, w różnym czasie i miejscach. Jak już wspomniałem było to przeważnie w samochodzie, ale także na zakupach, spacerze, tuż przed snem, w kościele...
            Najtrudniejsze było odcięcie się od świata. Niestety, do pisania konieczna jest  samotność. Brak zewnętrznych bodźców odciągających uwagę. Tymczasem człowiek żyje w określonym środowisku, ma rodzinę, obowiązki. Stąd najlepiej pisało mi się w weekendy, od piątej rano, gdy nikt mnie nie niepokoił. To oczywiście powodowało szalone wręcz  niewyspanie. Rano bardzo silne espresso, które uwielbiam, grzanka i czekolada, aby dostarczyć mózgowi cukru. A potem kilka godzin marszczenia czoła i zgarbionego skupienia nad klawiaturą.
            Oczywiście były kłopoty ze znalezieniem wydawcy. Każdy z nich specjalizuje się w jakimś nurcie. Piszę w trudnym do określenia gatunku. Najtrafniej nazwało go PUBLIO.PL – wskazując, że „WOJB” to thriller religijny. Ale „Horyzont zdarzeń” nie był o religii, a napisany jest w podobnym stylu, gdzie rzeczywiste, współczesne wydarzenia są szkieletem do snucia niesamowitych historii z pogranicza SF. Sama Pani widzi, że nie łatwo znaleźć dla mnie odpowiednie wydawnictwo.
            Jeżeli chodzi o okładkę, mój wpływ był bardzo niewielki. Z dwóch przedstawionych propozycji wybrałem tę ładniejszą. Uważam, że zabrakło jednak elementu, który wskazywałby, że mamy do czynienia z powieścią inną, niż romans. Osobiście, proponowałem, aby znalazło się na niej wnętrze Kaplicy Sykstyńskiej i jakiś element powiedzmy „kryminalny”. Kontrast świątyni z tytułem, sam w sobie budowałby odpowiednie napięcie.

K: Czy po wydaniu książek Pana życie się zmieniło? Jakie są plusy i minusy bycia autorem?

JB: Tak, zmieniło: udzielam teraz wywiadu dla „Żyć nadal z pasją”! No, może gdyby moje książki były dostępne w „Biedronce” za 9,90 zł - czego bym sobie życzył - zmieniłoby się ono bardziej. Zresztą, ciągle jest to możliwe, bo moja umowa wydawnicza daje mi wolną rękę do publikacji w innej oficynie. Jeżeli chodzi o bliskie otoczenie, spotkało mnie głównie życzliwe zainteresowanie.

Schody Hiszpańskie - Rzym
K: Czy pisze Pan teraz kolejną powieść? (Jeśli tak, to proszę nam zdradzić o czym ona będzie).

JB: Mam już trochę materiałów, ale nie. Zauważyłem, że muszę mieć higieniczną przerwę. Powieść wzbiera w człowieku niczym ciężar. Gdy po kilku latach jest już ukończona, wreszcie można go zrzucić. I odetchnąć. Pisanie to jednak męka.

K: Jak wygląda miejsce w którym najlepiej się Panu pisze. 

JB: Najchętniej piszę przy biurku, na tradycyjnej, wyodrębnionej klawiaturze i ekranie większym, niż ten od laptopa. Pierwotnie miałem bardzo duże biurko, jednak po przeprowadzce do większego mieszkania, mój kącik do pracy paradoksalnie zmalał. ”WOJB” kończyłem przy mikroskopijnym biurku „odziedziczonym” po żonie.

aktualne miejsce pisania

K: Jaka jest Pana ulubiona powieść / gatunek literacki?

JB: Kiedyś moje ulubione powieści wymieniałem jednym tchem: „Statek” Waldemara Łysiaka, „Piękni dwudziestoletni” Marka Hłaski i „Ja chcę miłości” Klausa Kinskiego, ojca Nastassji. Trudno powiedzieć, czy dziś trwałbym przy tym wyborze. 
Czytam Houellebecq'a, ale mnie dołuje. Lubię Zafón'a. Ostatnio najlepiej czyta mi się współczesnego Mario Vargasa Llosę. Nie mogłem oderwać się od Emila Draitsera i fabularyzowanej biografii jego autorstwa „Szpieg Stalina”. Ciekawa była „biblia” malarstwa -  „O sztuce” Gombricha.

K: Jaki jest Pana największy życiowy sukces?

JB: Sądzę, że rodzina.


K: A  czego mogą Panu życzyć czytelnicy bloga „Żyć nadal z pasją”?

JB: Abym znalazł czas na pisanie, a najbliżsi nie mieli nic przeciwko temu!

K: Oby te życzenia się spełniły! 
Bardzo dziękuję za rozmowę. Pozdrawiam 

* informacja ze strony http://www.woczachjejblekitu.pl/
** zdjęcia z opisami dostarczył autor

19 komentarzy:

  1. Autor wydaje się być naprawdę sympatyczny. Szczerze zainteresował mnie swoją osobą.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie znam książek Autora, ale "w oczach jej błękitu" mam na liście (właśnie dzięki twojej recenzji ;) ) Lubie też Zafona ;) Ewa wyczerpujący i ciekawy, jak w kilku słowach można udowodnić, że Autor książek "to też człowiek " ;)
    Pozdrawiam Justyna z  książkomiłościmoja.blogspot

    OdpowiedzUsuń
  3. Właśnie szukałam jakiś informacji na temat Pana Jacka, ponieważ zaintrygowała mnie jego powieść, a tu taka niespodzianka! Dziękuję! Świetna rozmowa!

    OdpowiedzUsuń
  4. Super wywiad; ciepły i interesujący:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Gratuluję udanego wywiadu :). Dobrze się go czyta :).

    OdpowiedzUsuń
  6. Mam nadzieję, że autor wyda niebawem kolejną książkę. Jestem jej bardzo ciekawa :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo ciekawy wywiad. Cieszę się, że będzie ich u Ciebie więcej. A Autorowi życzę dużo czasu na pisanie. Zachęciłaś mnie do sięgnięcia po jego powieści :)

    OdpowiedzUsuń
  8. autor ciekawa osoba pełna energii i pasji:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Podoba mi się to, że autor odwiedza miejsca, o których pisze. Dla mnie to zawsze dziwne, gdy ktoś opisuje takie destynacje, których nie widział na oczy. Ze zdjęć czy filmów można wywnioskować co gdzie jest położone, ale klimatu się w ten sposób nie wyczuje.

    OdpowiedzUsuń
  10. Świetny wywiad :)
    Książki jeszcze nie czytałam, jednak zamierzam to niedługo nadrobić :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Świetny wywiad! Bardzo przyjemnie się go czytało.

    OdpowiedzUsuń
  12. Ciekawie wyszło z tą chęcią do napisania książki i wcale nie prozaicznie. Interesujące pytania i interesujące odpowiedzi, a zdjęcia z życia prywatnego autora w wywiadzie to już w ogóle super sprawa.

    OdpowiedzUsuń
  13. Bardzo ciekawe odpowiedzi, miło się czytało. :-)

    OdpowiedzUsuń
  14. Bardzo ładnie przeprowadziłaś wywiad :)

    OdpowiedzUsuń

Proszę zostaw po sobie ślad w postaci komentarza :) Dziękuję! :)