"Anioł na ramieniu" to jej powieściowy debiut. Poza pisaniem jej największą miłością jest córka Liliana.*
MOJA RECENZJA KSIĄŻKI "ANIOŁ NA RAMIENIU"
>KLIK<
OFICJALNY PROFIL ANNY DASZUTY NA FACEBOOKU >KLIK<
Nikhola: Książki, podróże, motoryzacja, fotografia… I jeszcze prowadzisz bloga.
Zdecydowanie żyjesz z pasją!
Jaka jest Twoja definicja słowa - PASJA? Czy potrafisz sobie wyobrazić życie bez niej?
Anna Daszuta: Pasja! Od tego wszystko się zaczęło, od napisania artykułu pt.:
„Pasja – o co w tym wszystkim chodzi i jak ją znaleźć?”
Czym jest pasja? Kto powiedział, że jest nam potrzebna, żeby żyć pełniej, lepiej, radośniej?
Dlaczego tak dużo o niej myślimy, jak jej nie mamy, nie czujemy? Patrzymy na siebie, na otaczających nas ludzi. Na ludzi, którzy dzięki pasji podejmują się tego, co nam wydaje się niemożliwym. (…)
Z pasją wkładam kask i wsiadam na motocykl, z pasją planuję podróż do innego kraju, z pasją poznaję nowych ludzi, z pasją cieszę się z istnienia mojej córki, z pasją głaskam ją po włosach i przyjmuję wyznania miłości, z pasją czytam, rozwijam się, z pasją patrzę na słońce, z pasją popijam zaparzoną o poranku kawę, z pasją pomagam innym odkryć to, co sama zrozumiałam. Czy pasja to radość? Czy raczej pasja daje radość? Chcemy żyć z pasją? Czy żyć pasją… życia? (…)
Cały artykuł znajdziecie:
http://annadaszuta.pl/2013/07/24/pasja/
Odpowiadając na Twoje pytanie jeszcze raz sięgnęłam do swojego artykułu sprzed dwóch lat. I śmiało mogę powiedzieć, że PASJA jest dla mnie ściśle związana ze świadomym życiem. Z umiejętnością jego przeżywania i cieszenia się nie tylko ogromnymi sukcesami, ale również tymi drobnymi sytuacjami i rzeczami, które nas otaczają. Jeśli już raz wstąpi się na taką drogę samoświadomości, to człowiek nie wyobraża sobie jak mogłoby być inaczej.
Oczywiście w mojej definicji PASJI są wszystkie rzeczy, które robię z radością, a że pisanie jest czymś, co kocham, to na to zawsze znajdę czas. Zresztą po tym, ile czasu poświęcam danej pasji czy osobie widzę na ile to kocham i na ile jest to prawdziwa miłość, prawdziwa pasja
J Ostatnio nawet zadaję sobie pytanie czy, aby nie jestem uzależniona od pisania wierszy, bloga, cytatów, metafor, książki czy opowiadań. Wciągnęłam w to nawet swoją córkę. Ona najwięcej zabiega o mój czas i uwagę, więc wczoraj napisałyśmy nasz pierwszy wspólny wiersz „Kropla radości”. Udało mi się połączyć ze sobą dwie rzeczy, które kocham najbardziej
J
N: Kochasz podróże. Zwiedzasz Polskę, czy też inne zakątki świata?
A.D.: Muszę przyznać, że jestem z tej grupy ludzi, która woli podróże po świecie. Tam, gdzie wszystko jest inne począwszy od roślin i zapachu powietrza, aż po język i sposób życia ludzi. A do tego kocham słońce i morze. Słońca w Polsce jest zdecydowanie za mało, więc szukam go poza granicami Polski
J Nie oznacza to jednak, że Polska mi się nie podoba. Bardzo podoba mi się, że mamy tu wszystko i jeziora i góry, lasy, morze. Jest co zwiedzać i się nie zanudzić.
N: Czy jest taka eskapada, która zapadła Ci najbardziej w sercu lub przeciwnie taka, o której wolałabyś zapomnieć?
A.D.: Jest wiele pięknych miejsc, w których miałam okazję być. Najbliższe mojemu sercu są Włochy i jeszcze raz Włochy, Turcja, Hiszpania, Izrael, no i przepiękna Tajlandia ze swoimi wysepkami i kolorami wody i piasku jak z pocztówek. Wiele z podróży zawdzięczam swojej siostrze – prawdziwej podróżniczce, która nie pamiętam od kiedy już nie mieszka na stałe w Polsce, tylko jeździ, osadza się w danym kraju na jakiś czas, a potem jedzie dalej. Dzięki jej zaproszeniom mogę „podpatrywać” obce kraje od podszewki, bo jak się domyślacie nie są to zagraniczne, zorganizowane wycieczki tylko towarzyszenie siostrze w życiu na obczyźnie.
N: Twoja wycieczka marzeń to… (gdyby koszty nie grały roli, bo na przykład wygrałabyś dużą sumkę w lotto)?
A.D.: Zdecydowanie podróż dookoła świata, trwająca około roku czasu. Wtedy pewnie zaczęłabym prowadzić blog podróżniczy i pisać o tym, co widzę i gdzie jestem
J Jest tyle miejsc, które chciałabym zobaczyć, ale nie tylko, żeby je mówiąc potocznie „zaliczyć”, ale w nich pomieszkać, pożyć, poznać nowych ludzi, języki itp.
N: Czy jest takie miejsce, do którego chciałabyś wrócić, a może często wracasz?
A.D.: Jest takie miejsce mimo, że o dziwo nie ma tam za wiele słońca. To Londyn. Mieszkałam tam ponad dwa lata i wiem, że jeśli chodzi o miasta, to jest to moje miasto. Miasto dla mnie. Nie Paryż, nie Barcelona, tylko Londyn. Zapewne niemałą rolę odgrywa tu swoboda kulturowa panująca w tym mieście oraz ten piękny, angielski akcent, którego mogę słuchać od rana do nocy.
N: Kiedy narodziła się u Ciebie chęć napisania książki? Czy w jednej chwili spontanicznie chwyciłaś za długopis, usiadłaś przed klawiaturą komputera; a może wróciłaś do tego pomysłu dopiero po dość długim czasie?
A.D.: Przyszedł taki czas w moim życiu, że chciałam się podzielić swoją wiedzą i doświadczeniami w obszarze rozwoju osobistego. Było to mniej więcej w połowie 2013 roku. Rozpoczęłam artykułem o pasji, o którym piszę w odpowiedzi na pierwsze pytanie. Z zamiarem pisania artykułów o życiu i pasji założyłam bloga i FanPage o nazwie Pasjonaty. Jak się okazało w ciągu następnego pół roku napisałam tylko kilka artykułów, za to masowo zaczęłam pisać opowiadania, wiersze, liryki. Większość z nich nawiązywała do miłości nasyconej erotyką. Otoczenie było równie zaskoczone jak ja. Po jakimś czasie dowiedziałam się, że pisałam już jako dziewczynka i nastolatka. Przyznaję, że kompletnie tego nie pamiętam. W tym czasie kiedy proces wydawniczy „Anioła na ramieniu” dobiegał końca, moja mama z siostrą przypadkowo natrafiły na mój zeszyt z wierszami, z refleksjami, spostrzeżeniami i cytatami. Leżał w kartonie w piwnicy.
Całkiem niedawno doszłam też do wniosku, że moja przygoda z pisaniem zaczęła się od czytania. Książki towarzyszą mi w życiu od najmłodszych lat. Mogłam nie spać całymi nocami z latarką pod kołdrą i czytać do białego rana. I zawsze zadawałam sobie pytania, jak Ci pisarze to robią? Jak oni piszą? Skąd to się u nich bierze? Teraz już wiem, że nie ma jednej odpowiedzi. Niektórzy tak jak ja, po napisaniu tekstu budzą się jakby ze snu. Niczego nie planują, czerpią z tego co jest tu i teraz, siadają i piszą,..
N: W podziękowaniach, które umieściłaś w swojej książce wspominasz, że „Anioł na ramieniu” powstał w trzy tygodnie. To jest naprawdę błyskawiczne tempo.
Czy przed przystąpieniem do pisania miałaś już stricte określoną fabułę / plan; czy bohaterowie, ich losy, zwroty akcji powstały dopiero z chwilą tworzenia powieści?
A.D.: Sam „Anioł na ramieniu” jako fizycznie uporządkowana fabuła z niezbędnymi opisami powstał w trzy tygodnie, ale historia w postaci opowiadań o Adelinie, różnych scen, wątków, dialogów była pisana od momentu porzucenia pomysłu o pisaniu artykułów rozwojowych. Tak jak pisałam wyżej, blog Pasjonaty przerodził się w brudnopis Anioła
J Nie miałam stricte określonej fabuły, miałam kilka wersji zakończeń książki, pomontowane wątki, charakterystykę postaci. Niektóre wątki powstały w mojej głowie na długo przed tym zanim przelałam je na papier, a niektóre tak jak pojawienie się w powieści Jana - brata bliźniaka powstały w trakcie pisania.
Cieszę się, że zapytałaś i dałaś mi możliwość publicznej wypowiedzi w temacie powstania „Anioła na ramieniu” w trzy tygodnie. A do tego nie atakując mnie za to, jak to zrobiło wiele osób. Można powiedzieć, że tym tekstem o napisaniu książki w takim tempie, sama strzeliłam sobie gola do bramki. Ile ja już się nawysłuchiwałam opinii na temat marnej jakości mojej twórczości, czego absolutnym potwierdzeniem jest czas, w jakim powstała książka. Że nic nie da się zrobić w trzy tygodnie. I nie pomaga wcale rozwinięcie tematu o wątek, że Adelina narodziła się dużo wcześniej, bo już w lipcu 2013 r., a te trzy tygodnie na podopisywanie brakujących scen to wcale nie jest taki krótki czas. Losy Adeliny można nawet sprawdzić, bo blog ma wpisy z dokładną datą ich opublikowania
J Dodam jeszcze, że nad poskładaniem wszystkiego w całość siedziałam od rana do nocy. Dla samotnej matki, która wychowuje dziecko i ma „dla siebie” niewiele czasu, takie trzy tygodnie to jak ogromny worek z darmowymi minutami. Lilka, która przez ten czas była u dziadków ma już 6 lat, ale wtedy miała niecałe 4 i wymagała jeszcze więcej uwagi.
To jest jedyna rzecz, którą usunęłabym z książki, informacja o tych nieszczęsnych trzech tygodniach. Pocieszam się jedynie faktem, że znając ludzi, jakbym napisała, że powieść powstawała w trzy lata, to zostałabym skrytykowana za to, że inni takie powieści piszą w trzy tygodnie. I ilość spędzonego nad książką czasu absolutnie mi nie pomoże. Ufff… Przepraszam, za ten wywód, ale strasznie mi ten temat ciąży, bo jest dla mnie takim symbolem braku życzliwości, zawiści i zazdrości ludzkiej. Zamiast cieszyć się, że ktoś realizuje marzenia, że może dzięki temu zatrzymuje postęp swojej choroby, zamiast podpatrywać, jak inni przełamują swoje ograniczenia czy strach, ludzie jątrzą, knują, obgadują i intrygują za plecami. Zapominają o tym, że mnie w mniejszym stopniu będą niszczyły od środka ich negatywne emocje. Ich samych zniszczą najbardziej.
N: Proszę nam zdradzić swój przepis na napisanie dobrej powieści.
A.D.: Nie mam takiego przepisu. Jest wiele porad, artykułów i blogów, które można przeczytać w temacie pisania powieści i książek. Ja być może trochę naiwnie trzymam się kilku swoich przekonań. I tak to, co stworzysz będzie się jednym podobać, a innym nie. Pisz dopóki sprawia Ci to ogromną radość i póki samej Tobie się to podoba. Bądź surowym recenzentem dla siebie, ale nie zrób z pisania wymagającego, biznesowego przedsięwzięcia, bo wtedy nie dość, że się napracujesz jak wół, to i tak będą tacy, którzy podkreślą beznadziejność Twoich tekstów. I wtedy nawet Ty nie będziesz zadowolona z siebie, nie mówiąc już o byciu szczęśliwą. Ja nie traktuję pisania jako swojego „zawodu”, ja odnajduję pasję w samym procesie tworzenia.
N: Co w trakcie pisania było dla Ciebie najłatwiejsze, a co najtrudniejsze?
A.D.: Nie przepadam ani za czytaniem, ani za opisywaniem miejsc i przyrody, wolę pisać dialogi bohaterów, opisywać sytuacje, emocje, przemyślenia. Co innego wiersz o szumiących liściach, wschodzie słońca, a co innego opis wyglądu budynku czy ulicy przy dłuższych formach, takich jak książka. To na to głównie poświęciłam te „trzy tygodnie” ;)
N: Czy pojawiał się brak weny twórczej (jeśli tak, to jak „walczyłaś” z jej kaprysami)?
A.D.: Brak weny jako taki się nie pojawiał. Czy brakiem weny można nazwać trudność w podjęciu decyzji, w którą stronę dalej puścić wątek? Albo na ile mocno podkreślić jakieś cechy, czy długo czy zwięźle opisać jakieś wydarzenie? Tego typu dylematy mam często J
N: Czy miałaś wpływ na wybór okładki do książki?
A.D.: Och! Przez okładkę wydanie książki opóźniło się pół roku, bo propozycje wydawnictwa nie były takie, jak sobie wymarzyłam. Przesiedziałam wiele nocy na stronach banków ze zdjęciami i w końcu znalazłam to, co chciałam
J Aż się boję pomyśleć, co będzie przy drugiej części.
N: Czy po wydaniu książki Twoje życie się zmieniło? Jakie są plusy i minusy bycia autorką?
A.D.: Zmieniło się bardzo. Gdybyś to pytanie zadała mi dwa miesiące temu, powiedziałabym, że jestem najszczęśliwszą osobą na świecie. Że mogę być żywym dowodem i inspiracją dla innych jak realizować marzenia. Że mogę wspierać tych, którzy też tego pragną i dzielić się swoją wiedzą. Byłam dumna z siebie, poznawałam wiele wspaniałych pisarek, w końcu mogłam porozmawiać z kimś, kto myśli podobnie jak ja, kto żyje pisaniem. Obawiałam się trochę reakcji społeczeństwa i znajomych na to, że w książce jest kilka mocnych i pikantnych sformułowań i scen. Ale doświadczyłam tego, czego się kompletnie nie spodziewałam.
Na własne życzenie wdepnęłam w świat zazdrości i zawiści. I gdybym to ja jeszcze miała absolutne parcie na sławę. Gdybym rozpychała się łokciami taranując innych po drodze, to rozumiem. Ale nie… Ludzie ściskali moją dłoń gratulując sukcesu, a za plecami robili wszystko, żeby mnie ośmieszyć, obgadać. Niektórzy, w tym niestety nawet moi bliscy znajomi, którym dziękowałam na końcu książki, wyjawili na forum moje sekrety i stałam się obiektem plotek. Myślę, że część też za bardzo przyłożyła mi „łatkę” Adeliny i pogubiła się w odróżnieniu faktów od fikcji. Był i jest to jeden z najtrudniejszych okresów w moim całym życiu. Powyższa wypowiedź to tylko szczyt góry lodowej, ale nie dojrzałam jeszcze do tego, żeby podzielić się publicznie tym kawałkiem. Tym bardziej, że trwa śledztwo w sprawie włamania do mojego komputera i dostępu do wszystkich moich danych, maili, FB itp. Naprawdę działy się rzeczy, które przekroczyły moje najśmielsze scenariusze drugiej części Anioła.
N: Dość często wielu polskich autorów, którzy decydują się napisać powieść erotyczną (a także taką poruszającą kontrowersyjne i trudne tematy) wydają pierwszą książkę pod pseudonimem. Pewnie wiąże się to z wieloma obawami. Czy też rozważałaś taką możliwość?
A.D.: Bardzo krótko rozważałam taką możliwość. Ale to raczej wynikało z braku wiedzy, szybko toczących się po sobie zdarzeń i fascynacji samym faktem tego, że będę trzymać swoją książkę w dłoni. Nie miałam mentora w tym temacie. Napisanie przeze mnie książki było zaskoczeniem dla mojego otoczenia i dla mnie samej trochę też. Poszłam „na żywioł”. Gdybym mogła cofnąć czas dużo uważniej przypatrzyłabym się tematowi, ale chyba nie ze względu na treści erotyczne, tylko na większą popularność autorów o obcym brzmieniu nazwiska ;) Treści erotycznych się nie wstydzę. Można zajrzeć na mojego FanPage Seksowne Inspiracje, tam momentami, aż kipi od namiętności. Natomiast prawda jest taka, że jak zrobiłam rozeznanie w tego typu blogach, to nie znalazłam żadnego, w którym autor ujawnia swoje nazwisko. Ciekawe dlaczego?
N. Czy piszesz teraz kolejną powieść? Jeśli tak, to proszę nam zdradzić o czym ona będzie. ;)
A.D.: Tak piszę drugą część „Anioła na ramieniu” i mam tytuł, który z anielskością nie będzie miał nic wspólnego J Druga część będzie bardziej kryminalna i postaram się (choć to najtrudniejsze zadanie), żeby nie miała tak wartkich zwrotów akcji jak w pierwszej części. Albo jeśli już, to żeby czytelnik nie gubił się w czasoprzestrzeni. Zakończenie już mam J Ale zastanawiam się czy prędzej nie wydam tomiku poezji albo książki dla dzieci J
N: Jak wygląda miejsce, w którym najlepiej Ci się pisze?
A.D.: Miałam już pytanie o muzykę, jakiej słucham podczas pisania i w połączeniu z Twoim pytaniem uświadomiłam sobie, że ja w zasadzie mogę pisać wszędzie i nie potrzebuję szczególnej atmosfery do tego! Najważniejsze dla mnie jest, żeby mi nikt nie przeszkadzał. Najlepiej, żebym podczas pisania była sama w domu. Zawsze jest tak, że jak położę palce na klawiaturze, nawet tak jak teraz, żeby udzielić wywiadu dla czytelników Twojego bloga, to moja córcia ma 1000 pytań do. „Mamo, a dlaczego?” „A po co ja jestem stworzona?” „A jeśli mnie by nie było, to czy świat by nie istniał?” I się zaczyna.
Dlatego piszę, jak pójdzie spać. Zima jest do tego najgorsza, bo mimo, że wieczory i noce są dłuższe, w ciągu dnia jest mniej słońca i moje baterie nie są naładowane i ja też szybko odpadam.
Z reguły piszę z laptopem na kolanach, na brązowej kanapie i z prawie wyciszonym w tle telewizorem. Stacja muzyczna albo TVN Turbo. A dlaczego tak? Bo obrazy są dla mnie większą inspiracją niż słowa. W TV przeplatają się obrazy i pobudzają moją wenę.
N: Jaka jest Twoja ulubiona powieść?
A.D.: Nie mam jednej ulubionej, wyjątkowej powieści, którą w kółko czytam. Mam kilka ulubionych autorów takich jak Zafon, Murakami czy Musso. Czytam bardzo dużo polskich autorów, również tych mało znanych i debiutantów, a powieścią, która ostatnio wywarła na mnie ogromne wrażenie i podziw dla talentu, jest powieść Grażyny Plebanek „Nielegalne związki”. No i nie byłabym sobą, gdybym nie wspomniała o książce z kręgu rozwojowych „Żyj z pasją. Odkryj swoje przeznaczenie” Chrisa i Janet Attwoodów.
N: Jaki jest Twój największy życiowy sukces?
A.D.: Mój mega sukces? To, że odnalazłam się w roli matki. Jako młoda kobieta, zaślepiona chęcią zrobienia kariery, przerażona ogromem obowiązków, nie widziałam się jako matka i nie byłam chętna do powiększania rodziny. Nie wiem czemu tak się działo, przecież dzieci kocham i myślę, że one też do mnie lgną. Szczególnie jak im czytam i wymyślam na żywo teatrzyki kukiełkowe czy bajki, korzystając ze swojego talentu. Los sprawił, że niespodziewanie na świat przyszła Liliana. Miłość do niej każdego roku jest coraz większa, a ja dojrzewam przy niej jako kobieta. Żałuję, że nie mam więcej dzieci. Lila ma już od dawna imię dla mojej drugiej córki „Róża”, bo twierdzi, że dopiero wtedy miałybyśmy w domu piękny ogród J
Ostatnio udzielając wielu wywiadów zaczęłam się zastanawiać czy nie popadam w pułapkę narcyzmu, jaką zastawia na nas bycie publiczną, „znaną” osobą. Więc na tym sukcesie poprzestańmy ;)
N: Czy istnieją jakieś cechy, które łączą Ciebie z Adeliną Gelans - główną bohaterką "Anioła na ramieniu"? Jedną z nich chyba jest zamiłowanie do motoryzacji ;)?
A.D.: Tak motoryzacja to jedna z nich. Ale chyba ważniejsza to miłość do córki. Ja i Adelina jesteśmy też podobne pod kątem dużej wrażliwości na świat, podążania za swoimi marzeniami, dążenia do poznania prawdy, miłości do słowa pisanego. Poza tym, tak jak pewnie większość z nas, doświadczyłam też konsekwencji swojej naiwności oraz walki serca z rozumem.
N: Aniu, czego mogą Ci życzyć czytelnicy bloga „Żyć nadal z pasją”?
Zdrowia, zdrowia i jeszcze raz zdrowia, bo tylko wtedy będę mogła być z Lilianką i żyć z pasją. A co do bardziej duchowych kwestii napisałam o tym wczoraj dwa zdania na blogu: „Nie chcę wyleczyć się z ufności. Ona jest integralną częścią mnie. Chcę tylko nauczyć się rozpoznawać ludzi, którzy nakładają maski.”
Tego na ten moment potrzebuję najbardziej.
Dziękuję Ci jeszcze raz za ciekawą i szczerą recenzję oraz możliwość współpracy J
N: Ja również bardzo dziękuję za możliwość współpracy i za miłą rozmowę oraz życzę, aby wszystkie Twoje życzenia się spełniły i aby ta napięta, stresująca sytuacja o której wspomniałaś się uspokoiła... Wszystkiego dobrego!
***
Ps. Zaglądajcie na bloga, bo wkrótce pojawi się konkurs z książką "Anioł na ramieniu" :)
* informacja zaczerpnięta z okładki książki "Anioł na ramieniu" - Anna Daszuta
** zdjęcia do wywiadu dostarczyła Anna Daszuta